Newsletter
Zapisz się do Newslettera, aby być na bieżąco z informacjami o wydarzeniach i projektach realizowanych przez Miejski Ośrodek Kultury w Olsztynie.
zMOKła kura: Eviva l’arte!
W ostatnich dniach MOK Olsztyn zorganizował dwa wydarzenia, które rozgrzały opuszki Komentatorów bardziej niż przedwyborcze obietnice Wszystkiego Wszystkim. Było to otwarcie wystawy Marta Frej: Srom czyli wstyd 1 marca w Galerii Dobro oraz – o dzień wcześniejsza – dyskusja Fatshaming? Body positive? Grubancypacja? w sali pod olsztyńskim Amfiteatrem. Frekwencja i większość internetowych reakcji wydają się świadczyć o bardzo pozytywnym odbiorze obu wydarzeń, ale w myśl Najpierwszej Zasady Termodynamiki Ratlera, głosy negatywne słychać jak zwykle głośniej.
Pobrzmiewa z nich echo starej jak węgiel opowieści o tym, co jest sztuką, a co nią bynajmniej nie jest.
Również i w Mokowych internetach co pewien czas wykwitają niby muchomory po deszczu usłużni doradcy, uzbrojeni po zęby w aksjomatki i prawdki. Opierając się o fetysz „pieniędzy podatnika”, spieszą z wyjaśnieniami i zakazami. Nieznoszącym sprzeciwu tonem Maxa Kolonko Boston Masaczjusets mówią, JAK JEST. Ta sprawa wymaga być może szerszego komentarza z naszej strony.
„Na tego typu rzeczy nie powinny iść publiczne pieniądze”. Przykładowy, ale reprezentatywny dla dyskursu cytat z internetowej przepychanki sugeruje między wierszami istnienie niepisanego (?) katalogu pojęć i zjawisk, które pokazywać wolno i których pokazywać nie wolno. Nieuchronnie musi to rodzić pytanie: jeśli na „tego typu rzeczy” nie – to na jakiego typu tak?
Sprawa jest o tyle istotna, że nie chodzi tu bynajmniej o posiadanie indywidualnej opinii. Babranie się w kwestiach cudzych gustów i osobistych preferencji estetyczno-intelektualnych byłoby szaleństwem. Cytując klasyka, opinia jest jak dupa: każdy ma własną – i nie zmierzamy w tym, z przeproszeniem, grzebać. Ale jak podchodzić do płonących żarem egocentryzmu i besserwisserstwa prób narzucania „obiektywnych” ram sztuce jako takiej?
„Abstrakcyjna definicja sztuki” – pisała socjolożka z londyńskiego uniwersytetu Victoria D. Alexander – „jest właściwie niemożliwa, ponieważ to, »czym sztuka jest« – nawet w szerokim rozumieniu – jest definiowane społecznie i z tego powodu podlega rozlicznym nieścisłościom”*. Dogmatyczne myślenie o czymś, co z samej swej istoty powinno być nieskrępowane, poszukujące i transgresyjne, choć bywa znamienne dla konserwatywnego sposobu widzenia świata, musi świadczyć o kompletnym niezrozumieniu pojęć. Na upartego można zapewne przyjąć tezę, jakoby instytucja publiczna powinna prezentować wyłącznie wytwory kultury, których głównym wyróżnikiem będzie ich akceptacja przez WSZYSTKICH. Logiczną konsekwencją takiego założenia musiałoby jednak być spłaszczenie oferty programowej MOK (czyt.: jednostki miejskiej) do treści nieskłaniających ku zgoła żadnym refleksjom – z natury rzeczy subiektywnym, a tym samym: pluralistycznym i dyskusyjnym. Podejmowane inicjatywy nie powinny posiadać choćby cienia kontrowersji; KTOŚ mógłby się przecież obrazić, nie daj Boże religijnie. Poruszane tematy winny być pozbawione aspektu krytycznego, strach powiedzieć: konfrontacyjnego – bo w końcu „’sztuka’ finansowana z NASZYCH podatków…”. Nazywając rzecz po imieniu, program MOK powinien być po prostu płaski, bezzębny i jałowy niczym gazik.
To, że w takim czarno-białym, wyzutym z półcieni modelu pracownicy instytucji kultury musieliby stać się kelnerami czysto rozrywkowego kotleta, pal sześć. Gorzej, że kulturowa moralność Kalego, podług której gdy pokazują NASZYCH, to dobrze, a gdy pokazują NIENASZYCH, to niedobrze, pośrednio i w dłuższej perspektywie prowadzi do utożsamienia kultury z eventem – bezrefleksyjnym wypełniaczem, który nie służy żadnym głębszym wartościom poza fetyszem Dobrej Zabawy. Oczywiście ciężko mieć coś przeciw czystej rozrywce i MOK nie jest tu żadnym wyjątkiem. Świat jednak wydaje się być o wiele większy i bogatszy w opowieści, zaś funkcja estetyczna sztuki od pewnego już czasu nie stanowi jedynego kryterium jej wartości.
Zgoła przerażająco brzmią rzucane nam w twarz słowa: „A jeśli chodzi o 'sztukę’ finansowaną z pieniędzy publicznych, to uważam że tym bardziej trzeba ją rozpatrywać w kontekście tego na jaką formę i przekaz przeznaczane są pieniądze podatników”. Kto mianowicie miałby rozpatrywać? Wedle jakich kryteriów? I jakimi sankcjami karać niepokornych?
Z tej upiornie totalistycznej tezy, również dość charakterystycznej dla oponentów MOK, wybrzmiewa ewidentny zapaszek tęsknoty za cenzurą i odgórnego sterowania swobodą wypowiedzi. O ile można od biedy uznać istnienie potrzeby tabuizowania niektórych sfer życia przez poszczególne osoby, to przecież bezceremonialne próby posługiwania się tą maczugą jako „faktem obiektywnym” muszą już budzić zdecydowany opór. Jednostkowa, indywidualna opinia jako kryterium zasadności podejmowania lub niepodejmowania poszczególnych inicjatyw to pierwszy krok na drodze do dyktatury sumienia, a na to żadna szanująca się instytucja kultury godzić się po prostu nie może.
Wydawać by się mogło, że w trzeciej dekadzie XXI wieku fakt (i potrzeba) istnienia sztuki krytycznej oraz zaangażowanej społecznie nie powinien już budzić większych emocji. Nic bardziej mylnego! Głosy samozwańczych depozytariuszy moralności o tym, że „To co oferuje olsztyniakom MOK jest w połowie nieinteresujące a w połowie obrzydliwe i powodujące mdłości” ani dramatyczne pytania „Jak nisko trzeba upaść” nie martwią nas jednak; otwartość na krytykę jest immanentną cechą procesu wychodzenia z komunikatem na zewnątrz. Zamiast tego czytamy sobie wybitnego socjologa Stanisława Ossowskiego, który niemal sto lat temu pisał, że sztuka „uczy dostrzegać zagadnienia w otaczającym nas życiu i przejmować się nimi, uczy patrzeć na rzeczywistość z różnych punktów widzenia czy spoglądać prawdzie prosto w oczy”. To, że tak wielu z nas zamiast „patrzeć prawdzie w oczy” woli na tych oczach nosić klapki, wydaje się znacznie ciekawsze.
Zawsze Wasza,
zMOKła kura
- Cytat przytaczamy za ciekawą rozprawą Katarzyny Niziołek „Sztuka Społeczna. Koncepcje – dyskursy – pratyki” z Wydziału Historyczno-Socjologicznego Uniwersytetu w Białymstoku: https://repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/bitstream/11320/4408/1/Nizio%C5%82ek%20Katarzyna_Sztuka%20spo%C5%82eczna_tom%20I.pdf
zMOKłą kurę powołał do życia Mateusz Świątecki – kopyrajter od wielu boleści, autorek i soszal media parias. Z zamiłowania bumer i Dziad Borowy. W wolnym czasie nie zgadza się.
Newsletter
Zapisz się do Newslettera, aby być na bieżąco z informacjami o wydarzeniach i projektach realizowanych przez Miejski Ośrodek Kultury w Olsztynie.