Przejdź do treści

Dowiedz się więcej

zMOKła kura: Ogród rozkoszy ziemskich

Trzecie oko zamknęło się z chrzęstem, oddzielając mnie od kołowrotka, w którym wiodłem życie. Znużony, padłem na trawę i bezwstydnie zgrzeszyłem ze snem, a ten – rozpłatał mi w głowie figla. Śniłem bowiem, że jestem w Mieście Ogrodzie.

Kaskady ptaków przewalały się nad moją nagością. Przyjmując antykomunię z rąk Animatora, czułem, jak tłusty żuk pęczniał mi w ustach i szaleńczo próbował uchwycić się mego języka. Dwunogi pies przyglądał się ze smutkiem mojemu oszołomieniu. Drzewa puchły żywotnością, a wokół nas – stwarzało się. Animator podał mi Jej dłoń, choć nie miał do tego prawa, bo Matylda należy tylko do siebie samej. Usłyszałem zieleń i zlizywałem wiatr z ciepłej trawy, ze słonego piasku. Wkroczyła we mnie płeć i kształt i serce i myśl. I stałem się – czułością.
– Jesteś powietrzem – powiedziała czarna żaba.

Zaroiło się. Pojawili się Inni Ludzie, nabrzmiały idee, głosy i pośladki. Pożółkła trawa, przygnieciona zachłannym ciężarem Miasta, utonęła w ryku. Eteryczną miękkość stawania się zastąpiły afektowane hołdy i galopada w koło. Podniecone strachem tłumy wystawiały spocone jęzory po lśniącą czerwień nowej wersji pigułki Murti-Binga. Lekarstwa na głód metafizyczny, na skowyt duszy. Kiedyś produkowana z materializmu dialektycznego, dziś – głównie z szowinistycznego nacjonalizmu, pozwalała, by było bezpiecznie, zrozumiale i równo. Bożek nasycenia pokazywał wszystkie odpowiedzi w martwym oku ryby. „Prawda okazuje się tylko wygodną trampolinką do skoku w wygodne łóżeczko z miękkimi piernacikami, którymi są dawno odarte ze znaczeń pojęcia. To, co było dawniej, w chwili rodzenia się, czymś wielkim, dziś zeszło na tresowane morskie świnki”.

Ogród tonął w ślinie, w pocie, w płynach ustrojowych. Nikt nie dbał o Przestrzeń. Żarli kopulowali pędzili brali, ich zawodzenie tratowało ciszę. Ogród potworniał. Dotyk ziemi pytał mnie, czy w istocie definiujemy się naszymi wyborami, stwarzamy się, czy może wszystko było już zapisane w lśnieniu planet, w poszumie wody, w drobinach kurzu unoszących się w powietrzu. Lecz ja byłem przebodźcowany byłaś przebodźcowana byłeś przebodźcowany byłoś przebodźcowane. Byliśmy przebodźcowani. Położyłem się na trawie, schowałem w niej, i stałem się – niezrozumieniem. Matylda pochyliła się nade mną, jej naga pierś musnęła moją, a oddech oplótł mnie niczym winorośl. Powiedziała coś do mnie szeptem, ale nie zrozumiałem. A potem zamknęła mi oczy, zmęczone, ufne. I światło zgasło.

Nie powinienem był ich otwierać. Ogrodu już prawie nie było, ustępował pod naporem wynaturzenia. Ptasi półbóg pożerał kolejną ofiarę dysonansów i braku harmonii. Fałszywych tonów instrumentów, które miały łagodzić obyczaje. Rzygali już i defekowali tą kakofonią, rozrywała ich trzewia i jaźnie, ale nieprzytomni dalej napychali nią kałduny, aż padali – na rożny królików, w ramiona świń, w objęcia kozłów. Kształty i struktury Miasta nie miały dłużej sensu. Szeroki nóż, wymierzony w moje serce, zawisł w próżni – gdyż nie miałem już serca. Zostało kiedyś w domu Matyldy, pod białymi żebrami lampy, pod kocem zeżartym przez szczura. Fale entropii o barwie pęcherza pławnego ślizgały się po ramionach, wyjadały oczy. I stałem się – lękiem.

Kiedy wreszcie przebudziłem się, długo jeszcze leżałem, patrząc w siebie. Sen, nie-sen? Mój Olsztyn był wszystkim tym jednocześnie. Był pięknem i jasnością. Tumultem i napięciem. Zepsuciem i upadkiem. Był dobrem i złem, pięknem i szpetotą. Rozumiałem, że to nie z Olsztynem było coś nie tak, tylko raczej z tymi wszystkimi erudytami i tropicielami braku perfekcji. Olsztyn był cudowny w swojej dwubiegunowości, w pokracznych szpagatach między wdziękiem a głupotą, między zielenią i szarością – bo stawał się przez nie prawdziwy. Ludzie pozbawieni pokory widzieli jednak tylko jedno i zawsze to samo: to, co złe, nieudane, zepsute. Ale ja nie chciałem Olsztyna idealnego. Nie umiałbym w nim czuć. Nie potrafiłem wytłumaczyć sobie ich arogancji.

Odwróciłem się na bok i dotknąłem policzka Matyldy, lekko chropowatego, ciepłego. Ale nie było jej tu.

Zawsze Wasza,
zMOKła kura


zMOKłą kurę powołał do życia Mateusz Świątecki – kopyrajter od wielu boleści, autorek i soszal media parias. Z zamiłowania bumer i Dziad Borowy. W wolnym czasie nie zgadza się.

Grzęda zMOKłej kury: https://mok.olsztyn.pl/projekty/zmokla-kura/

Newsletter

Zapisz się do Newslettera, aby być na bieżąco z informacjami o wydarzeniach i projektach realizowanych przez Miejski Ośrodek Kultury w Olsztynie.

Co słychać?

Przeczytaj

FEST MUZA

To już w tę niedzielę! Black Radio, KAST., Kuba Folwarczny, Madame Affair, Sad Smiles i Violet Ambulance powalczą o zwycięstwo w Ogólnopolskim Konkursie Młodych Zespołów FEST MUZA 2024!

czytaj więcej

LETNIA ODYSEJA

Dziesiątki wydarzeń artystycznych, organizowanych rokrocznie w sezonie wakacyjnym przez MOK, stały się prawdziwą wizytówką miasta.

czytaj więcej

Wspierają nas