Ewa Dąbrowska: Homo empathicus
info
Wstęp wolny
MOK Olsztyn zaprasza na wystawę prac Ewy Dąbrowskiej „Homo empathicus”. Wernisaż odbędzie się w piątek 15 listopada o godz. 18:00 w Galerii Amfilada w Kamienicy Naujacka przy ul. Dąbrowszczaków 3.
Ludzka natura kryje w sobie dwa przeciwstawne potencjały i tylko od nas samych zależy, którą część będziemy w sobie pielęgnować. To myśl przewodnia wystawy „Homo empathicus”, która ukazuje dwie wizje człowieka: negatywną i pozytywną. Ta pierwsza przedstawia ludzi karykaturalnie zdeformowanych przez plastikowe śmieci. Artystka nawiązuje w niej do żółwi wodnych i innych zwierząt, które stały się kalekie, uwięzione w plastikowych odpadach wyrzucanych do oceanów. Negatywna wizja zderza się z pozytywną. Jej personifikacją jest postać kobiety, która karmi piersią prosiaczka. Inspiracją dla pracy stała się fotografia Indianki z lasów Amazońskich, która trzymała na rękach dziecko, a jednocześnie pochylała się nad świnką, by móc ją nakarmić.
Ewa Dąbrowska – absolwentka pracowni prof. Antoniego Janusza Pastwy na Wydziale Rzeźby Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie. Zajmuje się tworzeniem instalacji, happeningów i rzeźbą tradycyjną. Ważnym obszarem działań artystki jest sztuka ziemi, która skłania do zastanowienia się nad kondycją planety oraz poczynaniami człowieka wobec niej.
Ewa Dąbrowska: Homo empathicus
15 listopada – 7 grudnia
Galeria Amfilada, ul. Dąbrowszczaków 3
Wstęp wolny
Ciało z waszego ciała. O „Homo empathicus” Ewy Dąbrowskiej
Za pomocą jakiej materii najlepiej przedstawić ciało?
Ewa Dąbrowska wybrała gąbkę. Przedziwne to tworzywo, użytkowe, łatwe do formowania, a jednocześnie delikatne, mało wytrzymałe. Rzeźba kojarzy się z solidnością, trwałością kamienia czy drewna. Ale przecież ciało jest właśnie wzruszająco miękkie, podatne na uszkodzenia. Wydaje się, że ten aspekt plastyczności, ale i ułomności materii jest szczególnie uwydatniony w pracach artystki. Nie przypominają rzeźb z gąbki Etienne’a Grossa, które pokazują gładkie ciała kobiece o łagodnych liniach. To raczej „Traktat o manekinach” Schulza, porzucenie wszelkich prób naśladowania doskonałości stworzenia, upodobanie w widocznych szwach, nierównościach, pakułach i trocinach, „miłość do materii jako takiej, jej puszystości i porowatości”, jej zachwycający „zgrzyt, oporność, pałubiasta niezgrabność”.
Mięsistość gąbki pozwala ugnieść ją i łatwiej unaocznić deformacje, jakim ulegają miękkie żywe tkanki uwięzione w sztucznych, nierozkładalnych odpadach ludzkiej cywilizacji. To nie rozpasana wyobraźnia, to rzeczywiste kalectwo, jakiemu ulegają dzikie zwierzęta zaplątane w sieci rybackie, złapane w plastik, połykające śmieci. Gest empatii, czyli postawienia się w sytuacji cierpiącego, jest tu czytelny i dosłowny. Przenosi nas jednak głębiej, do uświadomienia sobie prawdziwego pokrewieństwa między ludźmi i zwierzętami. I my, i one jesteśmy żywymi, czującymi istotami. Podobnie odczuwamy ból, przyjemność, strach, miłość. Nasze ciała wyewoluowały z ich ciał, można je zranić, skrzywdzić, zabić w taki sam sposób. Wciąż jesteśmy z nimi połączeni siecią witalnych współzależności, bez nich nie moglibyśmy istnieć.
Być może to właśnie poprzez ciało, poprzez uświadomienie sobie, że naprawdę jesteśmy z jednej żywej materii, że na poziomie biologicznym podobieństwa między nami a innymi istotami są dużo bardziej znaczące niż różnice, zdołamy powrócić do przedindustrialnego duchowego zrozumienia wzajemnych powiązań i jedności całego stworzenia, którym wzgardziła nasza zachodnia antropocentryczna cywilizacja? Dufni w potęgę rozumu, uwierzyliśmy, że stoimy ponad naturą i że możemy dowolnie ją wykorzystywać i niszczyć. Tak jakbyśmy sami nie oddychali powietrzem, nie pili wody, nie jedli owoców Ziemi, nie czerpali ze słońca. Tak jakbyśmy sami nie byli naturą.
Żeby powrócić do życia w harmonii z resztą mieszkańców planety, potrzebujemy czegoś więcej niż empatii. I czegoś mniej, skromniej niż pełnego pychy „ratowania świata”, które tak naprawdę wciąż jest antropocentryczne, wciąż stawia nas w centrum. Owszem, naszą odpowiedzialnością jest naprawić, co zepsuliśmy. To jest jasne. Ale prawda jest taka, że Ziemia uratuje się sama. Życie na niej również, choć naruszyliśmy jego równowagę. Odrodzi się, jak tylko stąd znikniemy, zdławieni własnymi odchodami. Lynn Margulis przypomina, że takie jest biologiczne prawo: w samym procesie nadmiernej ekspansji zawsze tkwią korzenie późniejszego załamania, bo żadna populacja nie zdoła odżywiać się i oddychać własnymi odpadami. Chcieliśmy wierzyć, że można eksploatować, wydobywać i zaśmiecać w nieskończoność – niestety, nie można, jest to fizycznie niemożliwe. Sama planeta niedługo położy temu kres.
Co zatem robić? Okażmy Ziemi i jej mieszkańcom przede wszystkim szacunek. Rozpoznajmy jedność, połączenia i zależności, a potem działajmy zgodnie z tą świadomością. Ewa Dąbrowska swoimi zaangażowanymi rzeźbami nie tylko oskarża, nie tylko wstrząsa nami, pokazując naszą katastrofalną w skutkach egoistyczną bezmyślność, ale również buduje wizję przyszłości, do której możemy dążyć. Spójrzmy na postać kobiecą, która spokojnie i łagodnie karmi piersią prosię. Najpierw, czy to nas szokuje? Jeśli tak, to dlaczego, skoro nie dziwi nas, że ludzkie dzieci karmimy mlekiem krowy? I dlaczego obrzydliwe jest karmienie żywego zwierzęcia, a nie jest obrzydliwe zjadanie martwego? Spróbujmy zobaczyć w tej nowej wizji harmonię, prawdę o naszym pokrewieństwie i nadzieję na takie współistnienie ludzi i zwierząt, które będzie raczej podtrzymywało życie niż je w okrutny i arogancki sposób niszczyło.
Obrazem tego lepszego świata, w który wiarę wyśpiewuje Ewa Dąbrowska w „Kołysance dla prosiaczka” napisanej specjalnie na tę wystawę, jest również rzeźba „Wszechkarmicielka”, która nie jest wprawdzie częścią „Homo emphaticus”, ale uzupełnia jego przesłanie. To z jednej strony symbol Bogini-Matki, ogromnej, rozległej, niewyczerpanej Natury, obficie i z miłością karmiącej wszystkie swoje dzieci, a z drugiej strony uznanie dla macierzyństwa zwierząt, jego piękna i czułości; uszanowanie życia tych, które w naszej cywilizacji zamykamy w obozach koncentracyjnych od urodzenia aż po zaszlachtowanie. To obraz świata posthumanistycznego, w którym życie jako całość, zoe, postrzegamy jako przepojone duchowością i święte. Świata, z którego jesteśmy, z którym współistniejemy w sieci relacji, dbając o siebie nawzajem i z pokorą rozumiejąc swoje w nim miejsce.
Wyszłam, przewrotnie, od starej dychotomii: my-one. Powinniśmy dążyć do jej przekroczenia. Bo tak naprawdę, jak pokazuje Ewa Dąbrowska w swoich przejmujących pracach, w rzeczywistości nie ma kontry my-one. Jesteśmy tylko my, żywe istoty, mieszkańcy żywej Ziemi-Gai, wspaniałego, łączącego wszystko superorganizmu. Wszystko, co się tu dzieje, dzieje się nam. Jesteśmy w tym razem, jak mówi Rosi Braidotti.
Jesteśmy ciałem z ich ciała. Jesteśmy nimi, a one nami.
Jesteśmy.
Justyna Artym