Newsletter
Zapisz się do Newslettera, aby być na bieżąco z informacjami o wydarzeniach i projektach realizowanych przez Miejski Ośrodek Kultury w Olsztynie.
zMOKła kura: Dzień Flagi
Kwiatowe panny zabierają się do prasowania spódnic, dzieci i uśmiechów. Włodarze i hierarchowie ćwiczą sympatyczność, a NASI wyciągają tarabany z pawlaczy. Polacy wszystkich krajów łączą się. Brace yourselves, Dzień Flagi is coming!
Pojawił się w naszych polskich życiach równo dwadzieścia lat temu, w 2004 roku. Data dzienna nie była przypadkowa; 2 maja 1945 r. pięciu żołnierzy z 1 Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki zawiesiło biało-czerwony sztandar na Kolumnie Zwycięstwa w Berlinie. Piękny i silny manifest niezłomności, oporu wobec nazistowskiej hydry. I że jeszcze nie umarła, kiedy my żyjemy.
No to dzisiaj też zawieszamy i łopoczemy. Na meczyku, na samochodowym lusterku, na ramieniu tego faszysty od Marszów Niepodległości, niech imię jego zostanie zapomniane. „Zaszumcie, załopoczcie nam!” – pisał Saszka-beztalencie u Bułhakowa, dobrze pisał. W przyjemnym cieniu drzewców nie trzeba się mocno zastanawiać, co to w ogóle znaczy, żeśmy Polacy. Szumek husarskich narządów lotu zagłusza refleksje i refluksje. A ja sobie patrzę na te wszystkie flażki, wymalowane na polikach rumianych chmielem, na koszulkach Sebiksów Wyklętych, i zastanawiam się, jak zachwyca, jeśli nie zachwyca.
Już dawno mądrzejsi ode mnie wyjaśnili, dlaczego człowiek potrzebuje symboli. Symbole nas dookreślają, a przy tym są syntetycznym nośnikiem treści, wentylem dla idei i idejek. Leją w nas integracyjny cement wokół Czegoś. A jednak śmiem twierdzić, że w namiętnym furkocie sztandarów umyka nam, że flaga coraz bardziej przestaje być symbolem, a staje się – gadżetem. Upodobanie do kultury gadżetu to oczywiście sprawa indywidualna. Osobiście nie przepadam, choć noszę koszulki z Helbojem i mam na biurku ludka Geralta.
Flaga, jak mniemam, powinna manifestować naszą wspólnotę. To prawda, bardzo piękna zresztą. Tylko którą wspólnotę? Może tę, która – zbrojna we flagi, a jakże – wielokrotnie buczała na Powązkach w stronę polskich władz? Nie, jednak nie. Chyba raczej tę, która, zaopaskowana prawilnie w kotwice, zagłuszała Wandę Traczyk-Stawską, bohaterkę podziemia! Też nie? Wybór tak ciężki… No to w takim razie tę, która polskimi ustami byłego polskiego ministra polskiej edukacji, jedynego właściciela polskości, niech imię jego zostanie zapomniane, oskarża o antypolskość wszystkich myślących inaczej. Tę, która manifestując radość z odzyskanej niepodległości, wrzuca marszowe petardy do okien prywatnego mieszkania. Tę oflagowanych bandytów stadionowych, nazywanych eufemistycznie i upupiająco pseudokibicami. Albo tę, która ręką brodatego faszysty niszczy w polskim parlamencie ekumeniczne symbole innej społeczności. Zastanawiam się przed Dniem Flagi, co nas faktycznie łączy prócz tego proporca. Parę czynności fizjologicznych, szerokości i długości geograficzne, może język, choć z tym też różnie bywa. Trochę mało, by świętować.
Więc może chodzi o pamięć? O tę wspólnotę, która odeszła za nas? Tak, to na pewno. Czy zatem ja nie szanuję tych, którzy złożyli największą ofiarę? Bynajmniej, szanuję ich bardzo. Szczerze chylę czoła przed ich poświęceniem – i właśnie dlatego nie wycieram sobie nimi gęby. Sądzę, że pamięć nie potrzebuje jazgotu, a w ciszy znacznie lepiej słychać myśli. Jest moim głębokim przekonaniem, że oni ginęli między innymi właśnie po to, bym ja nie musiał dziś mieszkać na cmentarzu. Byśmy wszyscy mogli dzisiaj żyć życiem, a nie akademią ku czci. A jednak nie chcemy wyjść z cmentarza, przyjemnie nam w grobowych miazmatach. Chwała polskiego oręża jest na tej ziemi prawie zawsze ważniejsza od uśmiechu do bliźniego, od wyciągniętej dłoni. Otóż, trawestując Bursę,
mam w dupie chwałę polskiego oręża
mam w dupie chwałę polskiego oręża
mam w dupie chwałę polskiego oręża
W kącikach ust Matyldy czaiło się znużenie. Cień między jej brwiami pytał mnie, po co to wszystko. Nie mówiła tego, bo w gruncie rzeczy nie mówi do mnie wiele, ale chyba uważała mnie za pieniacza. Powiedziała za to milcząco, że teraz zostanę Niepolakiem, a w świetle tego, co wyprawia morderca zza wschodniej granicy – pewnie i ruską onucą. Ale to nieporozumienie. Dla niej i dla nich miałem Tuwima: „Jestem Polakiem, bo mi się tak podoba. To moja ściśle prywatna sprawa, z której nikomu nie mam zamiaru zdawać relacji, ani wyjaśniać jej, tłumaczyć, uzasadniać. (…) Być Polakiem – to ani zaszczyt, ani chluba, ani przywilej. To samo jest z oddychaniem. Nie spotkałem jeszcze człowieka, który jest dumny z tego, że oddycha”. A mówiąc to, trzymałem jej dłoń chłodną przy ustach. Bo choć nie chcę nikogo do swoich racji przekonywać i do niczego namawiać, u niej jednej szukam zrozumienia, gdyż jest i będzie dla mnie – wszystkim.
Przy Dniu Flagi marzy mi się naiwnie Polska, w której – zamiast wymachiwać bezrefleksyjnie kawałkiem materiału – Polacy staną się dla siebie życzliwi. Zadumają się, ale nie nad krwią i blizną, tylko nad sąsiadem, nad kolegą zza biurka, nad kierowcą z auta obok i nad klientką, stojącą przed nimi w sklepowej kolejce. „Rozluźnić to nasze oddanie się Polsce! Oderwać się choć trochę! Powstać z klęczek!” – pisał Gomber. „Uzyskać – to najważniejsze – swobodę wobec formy polskiej, będąc Polakiem być jednak kimś obszerniejszym i wyższym od Polaka!”. Bo w istocie nie jesteśmy TYLKO Polakami. Jesteśmy też ojcami, partnerkami, brunetami, gejami, prezeskami, dziećmi, kasjerami. I dopiero w miriadach tych określników, z których każdy zasługuje na jakąś flagę, rysuje się nasz kontur prawdziwy. Ibi patria, ubi bene. Tam ojczyzna – gdzie dobrze.
Raz jeszcze przypomniał mi się „Katechizm polskiego dziecka” Władysława Bełzy.
„(…)
– Coś ty dla niej?
– Wdzięczne dziecię.
– Coś jej winien?
– Oddać życie.”
Z okazji Dnia Flagi Rzeczypospolitej Polskiej zaklinam Cię na wszystko, mój Synu: nie czytaj tych bredni. Nic nikomu nie jesteś winien, a Twoim głównym obowiązkiem jest – przetrwać.
Zawsze Wasza,
zMOKła kura
PS. Czytaj też: zMOKła kura: Z Sochą na słońce, czyli jeszcze o Dniu Flagi (https://mok.olsztyn.pl/zmokla-kura-z-socha-na-slonce-czyli-jeszcze-o-dniu-flagi/)
zMOKłą kurę powołał do życia Mateusz Świątecki – kopyrajter od wielu boleści, autorek i soszal media parias. Z zamiłowania bumer i Dziad Borowy. W wolnym czasie nie zgadza się.
Grzęda zMOKłej kury: https://mok.olsztyn.pl/projekty/zmokla-kura/
Newsletter
Zapisz się do Newslettera, aby być na bieżąco z informacjami o wydarzeniach i projektach realizowanych przez Miejski Ośrodek Kultury w Olsztynie.